Julek od małego uwielbiał hulajnogę, za to nigdy nie ciągnęło go do rowerów. Miał rowerek biegowy, ale nie chciał na nim jeździć, a my wcale nie zmierzaliśmy go do niego zmuszać. Do roweru biegowego się nie przekonał, ale niewielki trójkołowiec wzbudził jego zainteresowanie. Przez dwa sezony Julcio jeździł na takim małym rowerku i pewnie gdyby z niego nie wyrósł, jeździłby do tej pory. Na większy rower już nie chciał usiąść i za każdym razem, kiedy zachęcaliśmy go do spróbowania, rezygnował mówiąc: „hulajnoga jest lepsza”. Nie ukrywam, że nie dawało mi to spokoju i cały czas zastanawiałam się, jak nauczyć dziecko jeździć na rowerze.
Po pierwsze – trzeba mieć rower!
Rowerek z 20 calowymi kołami jest tak naprawdę pierwszym prawdziwym rowerem Julcia. Wiem, że wiele dzieci zaczyna swoją przygodę z rowerami od tych o mniejszych kołach, my jednak pominęliśmy te 12, 14, 16 i 18 calowe. Zaczęliśmy od 20 i teraz wcale nie uważam, że to za późno, choć miałam wiele obaw. Wiem, że na wszystko przychodzi odpowiedni czas.
Jak nauczyć dziecko jeździć na rowerze?
Julek nie chciał jeździć na rowerze tylko dlatego, że się bał. Bał się, że nie utrzyma równowagi, że się przewróci i poobija. Podczas każdej próby był tak ostrożny i tak bardzo skupiał się na tym, co ma zrobić, że nauka nie wychodziła. Szybko się zniechęcał i bardzo szybko poddawał. Tłumaczyliśmy mu, że to jest naturalne, że każdy z nas tak się uczył. Opowiadaliśmy mu, jak uczył się chodzić i jak uczył się jeździć na swojej ulubionej hulajnodze i to też działało.
Pierwsza próba z nowym rowerkiem nie była łatwa i musieliśmy zrobić kilka dni przerwy. Do niczego nie zmuszaliśmy Julcia, ale zachęcaliśmy go, żeby choć po trochu próbował. Myślę, że takim przełomem był dzień, kiedy po raz pierwszy udało mu się dłużej utrzymać równowagę po zjeździe z górki i bardzo umiejętnie zahamować w odpowiednim czasie. To wtedy zrozumiał, jak to wszystko działa. Myślę, że po tym wydarzeniu nie potrzebowałby wiele czasu, żeby zacząć jeździć, ale musieliśmy zrobić kolejną przerwę. Najpierw wyjazd w Karkonosze, później kolejny tygodniowy nad morze, a w między czasie dopadła nas jakaś paskudna infekcja. Pogoda w maju też nie sprzyjała wyjściu na rower i do nauki wróciliśmy dopiero w czerwcu.
Nie wiem czy to jego pozytywne nastawienie, czy wyjątkowa chęć jazdy na rowerze tego dnia, czy po prostu czas, jaki mu daliśmy sprawiły, że podczas tej lekcji Julek po prostu wsiadł na rower i pojechał!
Na początku jeździł tylko przed siebie i uczył się delikatnie hamować. Po jakiś 15 minutach opanował skręty i jazdę wokół „ronda”. Wymijał nas radośnie wołając: „łapcie mnie!”, a ja nie mogłam uwierzyć, że to wszystko tak szybko się zadziało!
Julek ma jeszcze niewielkie problemy z ruszaniem, ale wiem, że bardzo szybko i to opanuje. Jeździ naprawdę dobrze. Nie ma problemu z utrzymaniem równowagi, ze skręcaniem czy zatrzymywaniem się. Co więcej, bardzo polubił rower!
Jeśli i wy zastanawiacie się jak zachęcić dziecko do jazdy na rowerze to recepta jest tylko jedna – dajcie mu czas.

A ty co o tym myślisz?